Jak Astrid Lingren zmieniła rząd w Szwecji
6 min read
Wiosną 1976 roku członkowie Szwedzkiej Demokratycznej Partii Robotniczej przygotowywali się do kolejnego sukcesu wyborczego, zamiast tego podczas wrześniowych wyborów nastąpiło zaskakujące polityczne trzęsienie ziemi, do którego doprowadziła znana autorka książek dla dzieci.
Początek buntu
Wszystko zaczęło się na początku marca 1976 roku, kiedy redaktor dziennika „Expressen” Bo Strömstedt odebrał telefon i usłyszał: „Mówi Astrid Lindgren, była socjal-demokratka. Napisałam baśń o Pomperipossie, która musi zapłacić 102 procent podatku. Wydrukujesz to?”.
Tekst wyszedł 10 marca i był początkiem serii kilkunastu artykułów ukazujących się do ostatnich dni gorącego okresu przedwyborczego. Opowiadał o pisarce żyjącej w Monismanii (Krainie Pieniędzy), która od 40 lat głosuje na tych samych mędrców rządzących jej krajem, ciesząc się równością stworzoną przez światłe rządy dobrych ludzi. Jej radość trwa do czasu, gdy ktoś pyta, czy wie, że ma do zapłaty podatek krańcowy (marginalskatt) w wysokości 102%. Łatwo odczytać symbolikę: pisarka w Monismanii to Astrid Lindgren w Szwecji, mędrcy to członkowie rządzącej partii, na którą przez cztery dekady głosowała autorka baśni, a podatek o tej horrendalnej wysokości, to ten, który rzeczywiście został jej naliczony.
Pomperipossa z baśni decyduje o wyżebraniu pieniędzy na łom, którym wyważy wrota kasy państwa i odbierze choć kilka procent z zapłaconego podatku. Astrid nie musiała się posuwać do takiej skrajności, choć do historii przeszło jej zabawne zdjęcie, kiedy stoi na sztokholmskim chodniku trzymając łom, który dostała od redakcji „Expressen”.
Odpowiedź „mędrca”
Znane jest też inne zdjęcie – ministra finansów Gunnara Stränga, siedzącego w ławach poselskich i czytającego baśń o Pomperipossie. Jego odpowiedź na publikację w „Expressen” była klasycznym przykładem braku wyczucia chwili oraz zaskakującej pychy. Ostatnią bowiem rzeczą, którą chciał zrobić minister finansów, było przyznanie się do błędu. W Riksdagu zasiadał już trzy dekady, z czego 21 lat był ministrem finansów. Skrytykował tekst szanowanej pisarki, jak i ją samą: „kombinacja stymulowana literackimi zdolnościami i całkowitym brakiem wiedzy o meandrach polityki podatkowej. Ale nie żądajmy przecież, aby Astrid Lindgren poradziła sobie z tym ostatnim”[1]. Tego samego dnia, w radiu, Astrid kulturalnie i z humorem skomentowała uwagi ministra: „liczyć to on nie umie, ale dobrze opowiada bajki, dlatego powinniśmy zamienić się zawodami, on i ja”[2].
Naród pisze listy
Z dnia na dzień 68-letnia Astrid Lindgren, znana wcześniej z literatury dziecięcej i młodzieżowej, stanęła na czele rewolty podatników. Pisała kolejne teksty do „Expressen”, jak choćby ten w którym pytała ministra finansów, czy wie, „jak obecnie miewają się drobni przedsiębiorcy w różnych stronach naszego kraju”[3]. W innym artykule, z 8 kwietnia 1976 roku, stwierdziła, że nikt nie powinien być zmuszany do złodziejstwa, by mieć środki na zapłacenie podatków.
Wkrótce zaczęli pisać także jej rodacy. Listy do Astrid i gazety w której publikowała przychodziły od drobnych przedsiębiorców: kioskarzy, fryzjerów, właścicieli warsztatów, kwiaciarni, rodzinnych firm remontowych i budowlanych. Przysyłali swoje dokumenty podatkowe i przykłady na to, jak biurokracja niszczyła dorobek ich życia. Nic dziwnego, że w jednym z tekstów Lindgren określiła rządzącą w Szwecji partię jako „socjalbiurokratyczną”, a nie socjaldemokratyczną. Krótko mówiąc, aby w takiej sytuacji ratować spadające poparcie rządu trzeba było natychmiastowych działań ze strony polityków w postaci reform.
Szwecja traci twarz
Zamiast reform zaczęła się jednak kampania oszczerstw wobec Astrid. Pojawiały się głosy, że na pewno chce ukryć swoje dochody, ma chęć na posadę polityczną lub że zdradziła idee sprawiedliwości. Bardzo łatwo obalała te twierdzenia, a prasa zagraniczna szybko podchwyciła temat nobliwej babci, która jak Dawid podjęła walkę z politycznym Goliatem. Pisały o niej: „Reader’s Digest”, „Time”, „Newsweek”.
Lindgren nie była zresztą pierwszą ofiarą absurdów szwedzkiego systemu podatkowego. W styczniu 1976 roku, podczas prób w Królewskim Teatrze Dramatycznym, policja zatrzymała Ingmara Bergmana, któremu zarzucono unikanie płacenia podatków. Po udowodnieniu swojej niewinności Bergman miał dosyć i na kilka lat opuścił Szwecję.
W tym samym roku swoją uwagę urząd skarbowy skierował na prezesa firmy IKEA. Ingvar Kamprad nie miał czasu i ochoty walczyć ze skomplikowanymi przepisami i zamieszkał w Szwajcarii. Do ojczyzny wrócił na emeryturze. Przez takie skandale socjaldemokraci tracili w kraju i za granicą.
Astrid wiodąca lud na barykady
Partia rządząca traciła poparcie, zyskiwał za to pomysł wymiany polityków u steru władzy. Potrzeba było niewiele, żeby Astrid wygrała walkę z partią i reprezentującymi ją premierem i ministrem finansów. Podczas jednego z przemówień z początku maja Sträng stwierdził, że ani Lindgren, ani Bergman nie będą nie będą służyli jako broń wymierzona w socjaldemokrację. W tym samym czasie Szwecję zalały już karykatury ministra, którym żonglowała Pippi Pończoszanka.
Kilka kolejnych artykułów napisanych przez Lindgren dokończyło dzieło przedwyborczej krytyki partii rządzącej. Pisarka pytała w nich co stało się z wolnością, którą kiedyś tak cenili socjaldemokraci. Wzywała do głosowania przeciw Olofowi Palme, ostrzegając, że w przeciwnym razie kraj czekać będzie partyjne jedynowładztwo, a politycy będą decydować o wszystkim, od tego gdzie i jak mieszkać, do tego, co jeść i jak wychowywać dzieci. Na pytanie, czy naprawdę myśli, że nowy rząd będzie lepszy, odpowiadała, że nie jest o tym przekonana, ale zmiana będzie dobra dla demokracji i da szansę „zatrutym władzą socjaldemokratom”, by się opamiętali. Jak mówi anegdota, po przeczytaniu tekstu „Do socjaldemokraty”, w którym zawarte były te słowa, premier zbladł, a sekretarz partii pokręcił głową w akcie rezygnacji.
Wybory
19 września 1976 roku okazało się, że Szwedzi posłuchali ostrzeżeń i apeli Astrid Lindgren. Po 44 latach nieprzerwanych rządów socjaldemokratów w wyborach zwyciężyła centroprawica. Gunnar Sträng na zawsze stracił stanowisko ministra finansów. Astrid skomentowała wynik z właściwym sobie poczuciem humoru. Odniosła się do historii z czasów II wojny światowej. Po bombardowaniu Londynu zawalił się duży budynek. Ratownicy przeszukujący gruzy usłyszeli nagle głośny śmiech jakiejś kobiety. Kiedy ją wyciągnęli powiedziała: „Hahaha, pociągnęłam za spłuczkę i wszystko się zawaliło”. Podobnie rzecz widziała Astrid, choć stwierdziła, że przecież nie obaliła rządu w pojedynkę. Ona tylko powiedziała, co myśleli inni. Wielu polityków socjaldemokratycznych żałowało później zlekceważenia głosu słynnej pisarki. Po latach ona sama podsumowała całą historię słowami: „Chciałam tylko bronić ludzi, którzy wpadli w tarapaty”.
Damian Koniarek
[1] M. Strömstedt, Astrid Lindgren. Opowieść o życiu i twórczości, Warszawa 2000, s. 280.
[2] Tamże.
[3] J. Andersen, Żyje się tylko dziś. Nowa biografia Astrid Lindgren, Warszawa 2021, s. 391.